Nieraz się pytam przyszłych mam, tak troszkę niecierpliwie, czy one nie
myślą intensywnie jak ta ich córeczka albo synuś będą wyglądać, bo ja czekając
na nich jako przyszywana przyszła ciocia ciągle i bez przerwy to sobie wyobrażam;
jaka będzie ich buzia i uśmiech radości w trakcie podrzucania ich do sufitu
przez tatę, jaka będzie ta łezka kręcąca się w oku w oczekiwaniu na mamę, jakie
będą okrzyki złości, prośby o jeszcze 5 minut zabawy, buzia usmarowana
czekoladą... mogłabym tak wymieniać i wymieniać, bo jak te moje przyjaciółki
kochane informują mnie, że będą mamami, to ja zaczynam oczekiwać z nimi i
puszczam wodze fantazji...
To oczekiwanie z tej dość sporej odległości, dodatkowo też inspiruje,
czasami tak mocno łapie za ręce i serce, że wchodzę na Strych i myśląc o tych
przyszłych cudnych dzieciach, które są w drodze, tych, które już z nami są i
tych, które zawsze będą, zaczynam dla nich wymyślać przeróżne kreacje i staram
się by były jak najbardziej przydatne i by coś małego od tej cioci z daleka
zawsze przy nich było... z daleka, ale tylko fizycznie, bo odległość jest
bardzo relatywna....
Zimowy czas zaprasza do włóczek i wełny... do sukieneczek, czapek i papci
cieplutkich, takich z kwiatuszkiem i takich bardziej wymyślnych, z biedronką, z
pszczółką, z sową.... zaprasza do myślenia o tym, że ciepłe rzeczy zawsze się
przydadzą nawet jak zostaną sprezentowane w czerwcu... dlatego w trakcie
tworzenia znajduję się kocyk dla małej dziewczynki (już wkrótce uchylimy rąbka
tajemnicy jak będzie wyglądał).
To wielkie szczęście móc brać udział w tym oczekiwaniu i w każdym dniu po
narodzinach, jestem za to niezmiernie wdzięczna, za to i za inspirację, którą to
uczestniczenie mi daje.
A menudo les
pregunto a las futuras madres, con un poco de impaciencia, si ellas piensan
intensivamente como su hijita o hijito serán, porque yo esperándoles como
futura tita postiza continuamente y sin parar me lo estoy imaginando: como será
su carita y risa mientras su papa le lance hasta el techo, como será esa
lágrima que baila en el ojo, esperando a mama, como serán los gritos del
enfado, y el típico “5 minutos más de juego, por favor!”, y los morritos
manchados de chocolate… podría estar así enumerando y enumerando, porque cuando
mis queridísimas amigas me dicen que serán mamas, yo empiezo la espera con
ellas y dejo mi imaginación volar…
El hecho de
esperar, en la distancia, también inspira, a veces tan fuertemente que me coge
por las manos y por el corazón y me hace
subir al Desván y pensar sobre los futuros maravillosos bebés, los que están de
camino, los que ya están con nosotros y los que siempre estarán, y comienzo a
inventar para ellos distintas creaciones e intento que sea lo más útil y algo
pequeño que siempre tendrán consigo de su tita que esta lejos… pero lejos solo
físicamente, porque la distancia es muy relativa…
La época de
invierno invita a las lanas… a los vestiditos, gorros, patucos calentitos,
algunos con flor, otros más rebuscados, con mariquita, con abeja o con búho…
invita a pensar que las cosas calientes siempre son útiles aunque se regalen en
junio… por eso ya se está haciendo una mantita para una niña… (pronto os
enseñaremos como será).
Es una gran suerte
formar parte de esta espera y de cada día después del nacimiento, estoy muy
pero que muy agradecida por ello, por ello y por la inspiración que esa
participación me regala.